ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

piątek, 25 lutego 2011

9 luty 2008- powrót do szpitala

Pani Doktor zostałyśmy w szpitalu, zrobili test krwi i moczu, twierdzą że wszystkie parametry są ok, zrobili CT, jutro mają zrobić rezonans. Byłam przekonana że to złe wyniki, a jednak chyba nie.To guz wolno
rosnący, wiec co dało taki efekt Matko Świta???Mówią że może troszkę ciśnienie się podniosło, jutro będą wiedzie więcej, ale nie dają kroplówki, a na moje pytanie mówią, że nie trzeba bo wyniki są ok.
Pozostaje czekanie, ale już raz w swoim życiu czekałam i potem okazało się że mogłam działać , więc już nie wiem. Ona jest coraz słabsza i teraz już śpi cały czas, więc sama nie wiem,....ech. Jutro się odezwę...

No to dobrze, że was serio potraktowali i badają. Jak będą wiadomości co w CT i MR to proszę dać znać co i jak. To, że jony są OK to dobrze. Gorzej, że skądś się jej ten zły stan bierze i trzeba wiedzieć skąd. Poza tym, jak już ją wzięli, to może i poleczą szybciej! Proszę się trzymać, wytrzymać do jutra i badań obrazowych. Jestem z Panią i Martą i cały czas o Was myślę!
Pozdrawiam mocno!
P.S.
Kasia ( przyjaciółka- Anioł z Polski)
 To koszmar Kochana.Tulę Cię ze wszystkich sił. Krzycz, wyj, rycz, walnij pielęgniarza....... Nasza Marcia jest!!!!!Ma silne i piękne serduszko.Przetrwamy i pójdziemy dalej!Jesteśmy silne!!!
Teraz kiedy odczytuję tego smsa staje mi przed oczami obrazek z tego dnia. Minęły dwa miesiące od ostatniego pobytu tutaj,zdążyłam już odzwyczaić się od "reguł" tu panujących, które wcześniej jakoś znosiłam , teraz rozdrażniona i przestraszona bardziej niz poprzednio nie potrafię się przystosować.
*)jest gorąco, prawie duszno ( kto to widział,żeby tak mocno palić bo raptem 3 cm śniegu spadły)
*)nie mogę sama iść zrobić dziecku mięty do picia w kuchni na oddziale a do pokoju nr. 5 trzeba w nocy budzić dzwonkiem wszystkich....... poproszona o zrobienie w takim razie mięty pielęgniarka, dolewa do niej mleka.....(!!!!!).......no co???herbata przecież nie???
*)jedna łazienka na wszystkie dzieci , a Marta siedzi po pół godziny ,zanim przypomni sobie i skojarzy,że ma zrobić siku....:(((((
to wszystko mnie irytowało, dzisiaj uśmiecham się sama do siebie,że przecież to pierdołki jakieś.....natomiast do prawdziwej wściekłości doprowadziła mnie taka oto sytuacja ( to o tym pewnie Kasi pisałam i stąd ten sms)
Scenka
Marta śpi, rozebrana prawie do pół naga bo jest tak gorąco. Jesteśmy na wspólnej sali,więc każdy poodgradzany zasłonami, które dodatkowo nie dają przewiewu......ukrop ........ próbuję po cichutku przygotowywać swój fotel do spania obok jej łóżka.....odpinam zamek w torbie....ciiichutko......niech śpi, to był ciężki dzień, najpierw podróż z domu, potem czekanie na lekarza, badania.....a przecież w domu dawno już by się zdrzemnęła.......nagle harmider, łoskot, śmiechy, przez pokój przewala się tabun ludzi....myślałam,że może ja ze zmęczenia też zasnęłam jakoś na stojąco i to mi się śni.....spojrzałam na zegarek....godz. 20.10..... to jakaś kpina???przyszli o tej porze na oddział neurologiczny w odwiedziny???to ,że im pozwolono tu wejść to mnie nie dziwi, już wcześniej pisałam wam o wielkiej tolerancji i tym,że robią wszystko żeby było bez stresu ,ale to ,że Ci odwiedzający nie potrafią się zachowywać, to doprowadzało mnie do szewskiej pasji....bardzo głośne rozmowy, śmiechy, przynoszenie krzeseł, szuranie, stukanie.........Ludzie....zlitujcie się, tutaj leżą inne chore dzieci.....potrzebują snu, spokoju, relaksu.............................L U D Z I E!!!!!!!!! Jakby odgłosom było mało, dzieci odwiedzających po 10 minutach znudziły się stać przy łóżku chorego, do którego przyszli i zaczęły urządzać biegi od drzwi do okna , od okna do drzwi.....nie pomagała mi kotara, która oddzielała mnie tylko od widoku , niestety nie od odgłosu................nakryłam głowę poduszką.............wyć mi się chciało...... właściwie to miałam ochotę wyjść i rozszarpać kogoś tak dla przykładu...( pewnie i tak by nie zauważyli, bo byli tak rozgadani)..... i pomyśleć,że ja się przejmuję kiedy Wojtek z Przemkiem przychodzili w środku dnia i rozmawiali z nami troszkę głośniej niż szeptem...............  Marta spała twardym snem, w ogóle nie dotyczyły jej odgłosy z zewnątrz...... to ja tak reagowałam, to mnie był potrzebny spokój w nocy,żeby móc wstać na następny dzień z uśmiechem dla niej...... coś się chyba zmieniło od ostatniego pobytu, nie miałam w sobie tej cierpliwości co wtedy.....a może po prostu już wtedy powoli zaczynał się budzić we mnie duch Wilka....Walczącego Wilka??

(Przypisek z teraźniejszości ( po dwóch latach)........ tak naprawdę, to z całej tej pisaniny powinniście odczytać tylko jedno- dzięki Bogu mogłam być i spać przy Marcie...... nie musiałam wracać do domu, szukać hotelu, codziennie żegnać się z nią i martwić co się dzieje kiedy mnie nie ma obok.......dzisiaj to wiem, dzisiaj doceniam podwójnie.....)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz