Skupmy się na Wojtku....bardzo przeżywał....dostał rolę - niesienia do Księdza, przed ołtarz, polską flagę. Dziadkowie kupili największą jaką udało im się dostać :)))
Wszyscy wystrojeni, uśmiechnięci....noc na podłodze jakby w ogóle nie istniała ....:)))
Pojechaliśmy do Kościoła, kilka zdjęć przed...
Z Dziadkami |
Z Dziadkami i siostrą |
Jakie było nasze zdziwienie i wzruszenie, kiedy ludzie zamiast wchodzić do Kościoła zaczęli witać się z nami i przytulać Martę. Społeczność irlandzka jest naprawdę współczująca , empatyczna i życzliwa.... ich silne poczucie katolicyzmu nie jest tylko czczym gadaniem....do dzisiaj się o tym przekonujemy....coraz bardziej i bardziej .
Po takim wstępie było nam dużo raźniej wejść do Kościoła i towarzyszyć Wojtkowi w jego ważnym dniu :))
Nie mogę wstawić tu wszystkich zdjęć , ani filmów, nie dotarłam do wszystkich ,żeby pobrać pozwolenia , a przecież nie o to chodzi ,żeby zasypać bloga zdjęciami...chciałabym Wam opowiedzieć o niezwykłej atmosferze, jaka tam panowała....filmik przedstawia wręczanie flag Państw, dzieci, które uczestniczą w tym dniu , w Bierzmowaniu...
Miło było zobaczyć uśmiechniętego Wojtka :))
A Marta rozochocona tak ciepłym przyjęciem przez znajomych w Kościele ( tu na zdjęciu rozmawiam z Denise, moja pierwsza, irlandzka sąsiadka),pozowała do zdjęć gdzie się da...:)))w kościele |
w samochodzie |
w domu |
W tym dniu było pięknie, wszyscy radośni
...i dumni z Wojtusia :))
Po powrocie z Kościoła niestety nie mogliśmy urządzić Wojtkowi przyjęcia ani nawet pójść do restauracji.... życie jest jakie jest...trzeba było wrócić do szpitala po decyzję,czy może Marta być jeszcze choćby jeden dzień w domu i po nową dawkę lekarstw. Dobrze,że przyjechali Dziadkowie....zostali z Wojtkiem i było mi lżej na duchu, kiedy pakowałam się z Martą do samochodu....
Nie byłam pewna jaka będzie decyzja Doktora, profilaktycznie nastawiłam się na powrót do szpitala, wiec Dziadkowie wyściskali Martę...
.. a potem, pojechaliśmy jeszcze do Polskiego Sklepu, bo raz,że Kasia czekała na Martę ( "choćby uściskać") a dwa,że po miesiącu mogłam jej kupić ulubione "Danio", "Monte" , "Fisiel"i wszystko co kojarzyło się z Polską... :)
i znowu pełno radości..... ......wzruszenia też...wielkiego wzruszenia przez cały dzień....
W Szpitalu chyba też udzielił im się nasz "radosno- świąteczno- gościowy" nastrój , bo zgodzili się na jeszcze jeden dzień Marty w domu....yupiiiii......
Team "Pink Head" gotowy do walki :))) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz