ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

wtorek, 25 stycznia 2011

Początek

Mija właśnie dwa lata......... Zdjęcia, wspomnienia, przebłyski emocji-wszystko wciąż we mnie i przy mnie jest. Miałam wszystko wyrzucać z głowy, miałam nie robić zdjęć, nie nagrywać filmów...miałam a jednak robiłam to. Nie odpowiem na pytanie czy dlatego,ze miały być pamiątką czy już wtedy wiedziałam,że będą wsparciem dla tych co przestali wierzyć.Niech będzie,ze to drugie.......niech będzie,ze wiedziałam,że wierzyłam,że nie bałam się zachowywać wszystkiego. Muszę teraz to uporządkować, poukładać w czasie, spróbować opowiedzieć.To terapia dla mnie i być może słowa pociechy dla kogoś kto szuka iskierki nadziei, a jesli nawet nikt nie przeczyta tego nigdy to będzie historia dla niej, dla Marty. Będzie miała szanse poczytać, zobaczyć, wczuć się w to wszystko czego doświadczyła, zobaczyć jaką Wojowniczka jest, jak dzielnie walczyła i JAK WYGRAŁA!!!! Dlatego najlepiej zrobić to na blogu, będzie systematycznie, po kolei....będę mogła wrzucić to wszystko co miałam wyrzucić.
 Tylko jak zacząć???Gdybym mogła wszystko opowiedzieć zdjęciami, ale się nie da...tak samo jak żadne słowa nie oddadzą tego co czulimy, jak przeżywaliśmy. Żałuję,ze nie pisałam na bieżąco wtedy...ale nie dało sie, nie umiałam sklecić wtedy nawet słów w głowie do siebie,nie mogłam przypomnieć sobie żadnej modlitwy....nic nie mogłam :(((.........nic...nawet płakać....bo trzeba było walczyć i już.
Czy jest sens wynurzeń tutaj, w świecie wirtualnym, anonimowym i niby bezuczuciowym?????Jest....jest, bo to ten świat właśnie dawał mi nadzieję, bo to tu czytałam podobne historie, tu szukałam ratunku dla mojego dziecka. Na świecie jest mnóstwo zdesperowanych rodziców, którzy poszliby na koniec świata  po magiczny kwiatek,jeśli tylko lekarze powiedzieliby,ze takowy jest na ratowanie ...... ale nie ma tak prosto, przeważnie lekarze mówią na odwrót, "że nie ma juz nic  ani nikogo kto jest w stanie pomóc". Dlatego ta historia jest ważna, dlatego musicie poznać Martę i nas,jej Rodzinę....Mama-Agnieszka, Tato-Przemek, o rok starszy Brat-Wojtek.To my, którzy nie wierzyliśmy w to,że nie ma dla niej szans.
Cuda się zdarzają, są wokoło nas, trzeba je tylko umieć odczytac, dostrzec, chcieć uczestniczyć.
Cudem jest życie, cudem jest macierzyństwo, cudem jest miłość.




Zdjęcie z wakacji 2006, jeszcze wtedy nie było mowy o dziwnych lękach Marty, przyjechaliśmy z Irlandii, pierwszy raz po wyjeździe z Polski.....plaża w Ustce.....błogostan. 



Nie wiem, czy uda mi się opowiedzieć wszystko i szczegółowo, ale wiem,że chcę przekazać nadzieję.
Chyba zacznę wg tych dat, które najbardziej pamiętam i już, tak będzie najprościej. :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz