Któregoś popołudnia , kiedy wróciłam po obiedzie, zastałam oto taki obrazek w łóżku Marty.
To Angielka o imieniu Faye. Wskoczyła do Marty łóżka, żeby razem oglądać "High School Musical". Ucieszyłam się razem z Martą, przecież to jedna z niewielu okazji,że można poczuć się jak za dawnych czasów. Zresztą uśmiech Marty mówi sam za siebie, nawet nie chciało jej się spać taka była podekscytowana. Faye na drugi dzień miała swoją operację, na szczęście nie musiała być po niej długo hospitalizowana i znowu mogła przyjść do Marty. Widok Faye sprzed i po operacji świadczy o tym , jak bardzo nasz organizm reaguje na ingerencję z zewnątrz....dla mnie świadczy również o tym,że coraz bardziej uodparniam się na widok cierpienia......Boże, do jakich widoków jeszcze przyzwyczajasz mnie takimi etapami?? :((
Dwie uśmiechnięte , dzielne dziewuszki!!! |
Historia z Faye jest niesamowita. Do dzisiaj utrzymujemy kontakt.Poznając tę rodzinę uwierzyłam jeszcze bardziej w powiedzenie "jaki ten świat jest mały". Rozmawiając z Karen (mama Faye) dowiedziałam się, że znają dużo Polaków a jej Tato (dziadek Faye) często odwiedzał Polskę, ponieważ długi czas był merem miasta Carlise , które jest "miastem bliźniaczym" Słupska. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się ,że Słupsk to moje miasto rodzinne....hahahahaha, że doskonale znam nazwiska naszego burmistrza, naszych radnych i wiem , wszystko o firmie , której teczkę z laptopa jako souvenir miała Faye. To taka mała dygresja w naszej opowieści, ale jakże miłe było spotkanie , kiedy Dziadek przyjechał , odebrać dziewczyny ze szpitala :)))) Moja głowa na ten jeden dzień była trójkątem : SŁUPSK- CARLISE - LIVERPOOL.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz