ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

niedziela, 18 września 2011

20 marzec 2009 - na chwilkę w domu

Od rana poznawałyśmy lekarzy, pielęgniarki, nowe zasady, kuchnie, łazienki, korytarz......wszystko co dotyczyło funkcjonowania w nowym szpitalu. Po południu spotkała nas bardzo miła niespodzianka.....weszła dziewczyna , która wycierała kurz z parapetów, ram łóżka itd. Uśmiechnęła się i ......i zaczęła mówić po polsku!!!!! Gosia pracowała w Crumlinie już od kilku lat,a my od wtedy daliśmy już jej przydomek "Gosiaczek" ..... była dla nas w szpitalu jak Anioł Stróż....przewodniczka systemu, praw rządzących oddziałem, personelu i wszystkiego o co tylko się zwróciliśmy. W ten dzień tak naprawdę  to nie byłyśmy w stanie z Martą myśleć o niczym innym , jak o tym ,że za chwile przyjadą po nas znowu i pojedziemy do domu :)))  Jeszcze kilka rozmów z lekarzem, wydzielone tabletki, pampersy (!!!), instrukcje, pożyczony wózek i fruuuuuu......



 W domku czekał na Martę także kotek....

a także dawno nie odczuwalny harmider , hałas i mnóstwo zabawy...

W domu opadłam z sił. Nie byłam w stanie myśleć, planować, organizować..."połamana" po nocy spędzonej na łóżku polowym , nie marzyłam o niczym innym jak sen..... tylko,że jutro Wojtusia bierzmowanie..... Taki ważny dzień....celebracja w Irlandii ,tego sakramentu jest o stokroć wyższa niż u nas Dzień Komunii Świętej. Trzeba wykrzesać z siebie siły dla drugiego dziecka...dla Rodziców....dla Przemka i nadal Marty..... Boże skąd wziąć energię, gdzie zregenerować siły?.... Nie było szans wnieść Martę  na górę a gdyby nawet , to jej łóżko było za niskie i za wąskie na te wszystkie gimnastyki , jakie wyczynialiśmy przy zmianach pampersów i pomaganiu jej do wejścia na wózek. Jedyną szansą był pokój na dole , który służył nam przy przeprowadzce jako składzik wszystkiego. Obszerny z podwójnym łóżkiem....od momentu przeprowadzki nigdy nie używany i nawet nie było szansy go posprzątać, będąc wiecznie w szpitalu.....Od dzisiaj był pokojem dla całej trójki. Marta na łóżku a my z Przemkiem na materacu obok,żeby ją usłyszeć,żeby być na każde zawołanie jak w szpitalu.
-Przecież to i tak kilka chwil...chwil w domku...zaraz znowu zacznie się szpitalne życie.....
-Jutro wielki dzień Wojtusia....musi odczuć,jak bardzo go również kochamy......
-Śpijmy już......

2 komentarze:

  1. Z niecierpliwością czekam na nowe wpisy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak , wiem :(( coraz trudniej mi się pisze, ale za każdym razem kiedy muszę wrócić pamięcią do tamtych chwil to wchodzę do Marty pokoju i uśmiecham się podniesiona na duchu :)))....już piszę ....już ,już :))

    OdpowiedzUsuń