ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

sobota, 5 marca 2011

10 luty 2009 - spotkanie z Antoinette i Edel

Noc już minęła.....czekamy na następne badania, następne decyzje, plany....... siedzę obok łóżka, nie odzywam się do nikogo. Nie chodzę do pokoju nr.5, nie chce mi się słuchać innych historii, nie pozwalam brać na siłę Marty do świetlicy, pozwalam jej spać i oglądać filmy,nie chce mi się jeść, nie kusi mnie nawet kawa z ciachem........ogólny marazm......oczekiwanie......w głowie pytanie : CO DALEJ????!!!!!!!
Od rana na sali pojawia się Mike, chłopiec ok.14 lat, uśmiechnięty od razu włącza swojego laptopa i słychać dźwięki "Mama mia". Do dzisiaj kiedy słyszę ten utwór albo oglądam ten film to kojarzę Mikiego :))).
Marta zagaduje do niego, ja udaję że czytam.....nie bardzo chcę uczestniczyć w czymkolwiek, chcę 1)badań, 2)decyzji,3) realizacji i 4)efektów......jak robot, KONKRETNIE I JUŻ..........nie będę się uśmiechała , nie mam siły i kropka!!!!!!!

-"Masz na imię Agnes?"- ktoś dotknął mojego ramienia, kiedy pochylona udawałam ,że czytam.

Pierwsza myśl to "może by tak udawać,że nie umiem po angielsku?".....no ale nie, przecież do tej pory z pielęgniarkami rozmawiałam......w ułamku sekundy otrząsnęłam się, odwróciłam i pierwszy raz zobaczyłam wtedy Antoinette.......kochaną An....gel- An...toinette.

-"Tak, jestem Agnes, jak się masz ( standardowy tekst przy każdym tutaj powitaniu)"

-"Ja świetnie, ale Ty chyba nie bardzo,więc porywam Cie kobieto na kawę"- odpowiedziała.

-"Nie, dzięki wiesz, czekam na wyniki Marty, zaraz ma być lekarz....."

-"O tej godzinie lekarze nie przychodzą, jestem tu stałym bywalcem od 14tu lat , uwierz mi, znam tu każdego "rozkład jazdy". Idziemy na kawę i już,a dzieci niech sobie coś śmiesznego pooglądają. Więcej pożytku z tego niż patrzenie na smutną Mamę."

Ostatni argument podziałał najlepiej.Usiadłyśmy przy kawie i nie mogłam się nadziwić ile ta kobieta ma w sobie pozytywnej energii,ale też bardzo specyficznej ekspresji. Przeklinała jak szewc ale nie wyobrażam jej sobie, mówiącej spokojnie i delikatnie. Cała ona, z odgłosami i gestykulacją.....pomyślałam przez chwilkę,że chyba mnie też tak ludzie odbierają,ale teraz czułam się jak przebity balon.Cała energia i wigor uszły ze mnie w siną dal.
Antoinette jak nikt potrafiła zbudzić mnie znowu do myślenia, do akcji a nie biernego czekania.....jej życiowe motto "never give up" ( nigdy się nie poddawaj!!!!!) przylgnęło i do mnie. Opowiedziała mi całą swoją życiową historię,związaną z Mikiem. Nie było łatwo...... Urodził się jakby z połową czaszki, od początku zdiagnozowali wodogłowie i od urodzenia ma shunta , takiego samego jak Marta. Nie dawali mu szans, właściwie nie chcieli nawet zrobić operacji, Antoinette wykrzykiwała wtedy do nich,"nie jesteście Bogami, nie wy będziecie decydować czy umrze, zróbcie podstawy tego co możecie a resztę zostawcie Bogu i moim modlitwom!!!"......przeżył pierwsze operacje, uformowali mu głowę w kształcie owalu.....dzieci przez wiele lat przezywały go "Jajko", ale nie zauważyłam,żeby ten chłopiec był w jakikolwiek sposób nieśmiały, przestraszony czy tym bardziej zawstydzony......wręcz przeciwnie: cały czas uśmiechnięty, bardzo kontaktowy,życzliwy ...po prostu wesoły nastolatek.
Antoinette opowiadała jak następne diagnozy brzmiały: ....że chociaż uratowano mu,jakimś cudem życie, to nie będzie ono doskonałe, będzie całe życie przykuty do łóżka.....ha!dla jego Mamy tylko tego trzeba....wyszkoliła się w udowadnianiu,że zawsze jest odwrotnie......uczyła go chodzić, nakładała specjalne szelki (na pierwszy rzut oka wygląda,jakby ktoś dziecko na smyczy prowadził) i ciągnęła za sobą. Upadał, podnosiła, upadał podciągała, upadał...upadał....upadał........dzisiaj widzę go bez żadnego uchybienia w chodzeniu: normalna postawa, normalny chód.......MAGIA!!!
 Tak często bywają w szpitalu bo shunt , który ma Mike często się blokuje, muszą wtedy robić takiego zewnętrznego i odnowa zakładać po kilku dniach wewnętrznego. Właśnie teraz był przed taką operacją.
Antoinette opowiedziała mi,że też bardzo  przeżywa moment jego usypiania, ale żeby o tym nie myśleć nauczyła Mike,że mają myśleć i mówić oboje o tym, co będzie już po, kiedy się przebudzi itd. Powiedziała,że Mike po każdym wybudzeniu woła "gdzie jest moja kanapka i 7 up"....pomyślałam sobie,że to prawie jak nasze ,mandarynkowe hasło :))))
Wychodziłam z Antoinette na "jej papierosa" i słuchałam wszystkich tych opowieści sprzed lat. Jej zmagań, jej walki, uporu...opowiadała historie od bardzo śmiesznych do takich  gdzie nie mogłam powstrzymać się od łez....jedno wiem....wyciągnęła mnie "spod" łóżka Marty i od tamtej pory rzadko kiedy tam wchodziłam. Pomyślałam sobie,że nigdy nic się nie dzieje bez przyczyny,że nie na darmo losy spotkały nas tutaj, i że właśnie tylko tak "charakterna" kobieta, jak Antoinette, mogła trafić do mojego jestestwa i pokazać mi ,że oprócz rozpaczy jest także siła.....bo nadzieja i wiara są zawsze.....ale musi być także SIŁA!!!!

Wiele jest teraz we mnie obrazków, myśli i słów czerpanych z tamtych dni. Spotkanie z tą niewiarygodnie silną kobietą zaowocowało również w poznanie następnego Anioła na naszej drodze...EDEL...

Nieraz będę pisała tu o niej, zdążycie przywyknąć,że gdyby nie jej pomoc to marnie by to wszystko wyglądało....na razie przedstawię Wam ją tylko, bo wtedy też tak było. Antoinette zapytała mnie ,czy w związku z tym,że Marta ma wodogłowie, to należymy do Fundacji Wodogłowia?? Nie miałam kompletnie pojęcia ,że takowa istnieje i w ogóle słowo "fundacja" kojarzyło mi się tylko z TVN,Polsatem, Anną Dymną,Ewą Błaszczyk i oczywiście Jurkiem Owsiakiem. 
Tutaj poznałam właśnie co to jest -SBHI, dokładnie tłumacząc po polsku to Fundacja Rozszczepu Kręgosłupa i Wodogłowia . Edel jest ich pracownikiem,zawsze przedstawia się jako "Family Support Worker" (pracownik pomocy rodzinie) a powinna jako Anioł Stróż :)). Spotkałyśmy się w szpitalu ,oczywiście z inicjatywy Antoinette...od tamtej pory Edel miala mnie wiecznie w swoim grafiku......jestem jej wdzięczna,za każdą cenną minutę, słowo i pomocne informacje. W te dni ,kiedy poznałyśmy się w szpitalu, w trójkę poszłyśmy na obiad...pierwszy raz wtedy trafiłam do ogromnej,szpitalnej kantyny.
   Nigdy nie wybierałam się w taką dłuuuga drogę, bo zawsze tylko:kawa, kanapka i niezliczone ilości słodyczy, które zabijały mój stres. Miło było usiąść z nimi, obserwować przy okazji tłumy ludzi pracujących w szpitalu....studentów,lekarzy,pielęgniarek.....wszyscy na lunchu uśmiechnięci, rozgadani......podziwiałam ich , jak udaje im się potem założyć na twarze  to skupienie, jak potrafią zdystansować się do tego ogromu cierpienia..... wtedy jeszcze nawet przez myśl mi nie przeszło,że w tym szpitalu to jeszcze mało widziałam, i dystans , który tak podziwiałam był dla mnie potem chlebem powszednim.....ech.....

(Notatka z terażniejszości:Anioły chyba wiedziały jak stopniować mi te "obrazki",żeby były w ekstremalnych sytuacjach bardziej "przyswajalne". Ja również próbuję i Was na blogu przygotowywać powoli do wielkich zmian w widoku Marty, w filmach , w miejscach w jakich będziemy się potem znajdowały. Mam nadzieję,że jeśli czytacie to krok po kroku to dacie radę...gorzej z tymi, którzy wejdą na posta od połowy i zaczną czytać i oglądać "obrazy" wyrwane z kontekstu. No nic....kontynuujmy)



A to nasze miłe wspomnienie, kiedy myślimy o Mike i jego dzielnej Mamie :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz