ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

niedziela, 6 marca 2011

12 luty 2009 - przyjazd Kasi

Kasia......Większej niespodzianki nie mogła nam zrobić. Przyjechała z dzieciaczkami : Nelcią i Maksiem!!!!!
Takiego pisku w szpitalu chyba dawno nie słyszeli :)))

Najważniejsi Przyjaciele i oczywiście Fredzia też nie mogło zabraknąć :))))

Patrzę tak na te dzielne dzieciaczki, Maksiu był malutki jak wyjeżdżaliśmy z Polski ale Nela,pamiętała Martę całkiem inną. Nie dała po sobie poznać jak inaczej widzi teraz Martunię. Przecież dopiero kilka miesięcy minęło jak niedawno Marta bawiła się z nimi na wakacje, w Polsce. Dorosłemu człowiekowi ciężko przyswoić informację o chorobie i zmianach  jakie ona przynosi...a jak wytłumaczyć to dzieciom...jak one tłumaczą to sobie, jak bardzo tłumią w sobie strach???
Kasia musiała im to widocznie wytłumaczyć doskonale,bo było wszystko tak jak dawniej, jakby się nic nie zmieniło, jakbyśmy się raptem widzieli kilka dni temu a Marta ot,tak po prostu leża sobie w łóżku......dziękuję Kochana........jak dawniej..........
Mix zdjęć z różnych lat.
 Zamieniłam się z Przemkiem i pojechałam razem z nimi do domu.Cieszyłam się bardzo z ich przyjazdu tylko dziwnie mi tak jakoś było zostawiać Martę. Przez ostatnie dni byłyśmy ciągle razem, i tak bardzo przesiąkałam jej światem,że mówiła "Mamo wyjdź mi z głowy".
Nie potrafię tego wytłumaczyć do dzisiaj ale tak bardzo skupiałam się na kontakcie z nią,że prawie namacalnie czułam kiedy się budzi, kiedy myśli i kiedy zasypia. Być może otarłyśmy się obie o zjawisko "telepatii", w każdym razie, kiedy wróciłam do domu z gośćmi to prawie odnaleźć się nie mogłam.
Dzięki Bogu Kasia to przyjaciel, z którym nawet milcząc rozumiemy się na wskroś.Próbowałyśmy znaleźć choć chwilkę wytchnienia w zwykłych czynnościach.....

 we wspólnej zabawie z dziećmi,zanim poszły spać.....
i rozmyślaniach o tym co się.. ostatnio wydarzyło i przede wszystkim o jutrzejszej rozmowie w nowym szpitalu, z nowym doktorem i nowymi pomysłami  na walkę z Panem Jegomościem.......
Tyle emocji, tyle słów.....w końcu mogłam nawet wykrzyczeć to co we mnie siedziało......
Jestem im taka wdzięczna,za to że byli,że znaleźli chwilkę dla nas,że przyjechali wtedy akurat kiedy wszystko się kotłowało i nic nie było proste,wiadome i określone....... wciąż wisiało w powietrzu coś dziwnego, niedopowiedzianego być może nadal przez nas niezrozumiałego.... Jutro miało wyjaśnić wiele.........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz