ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

środa, 9 lutego 2011

11 - 14 grudzień 2008

W tych dniach Marta szybko dochodziła do siebie, a ja wręcz odwrotnie. Dopiero teraz dopadał mnie strach o wyniki całej tej biopsji. Powiedziano mi ,że trzeba czekać tydzień.....Boże, to cała wieczność.....i w dodatku,to będą wiadomości na Święta!!!! Co ja bym dała,żeby Mikołaj istniał i zrobił nam prezent w postaci -ZDROWIA MARTY!!!
Na oddziale tym czasem zrobiło się gwarno i wesoło, wszystkie dzieci były już po operacjach i dochodziły do siebie. Chodziłyśmy z Martą do play-roomu ( taka świetlica z zabawkami, grami, telewizorem i pięknym akwarium), czasami była tam Pani, która zabawiała dzieci jak najlepiej umiała. Robiłyśmy pieczątki, lepiłyśmy z plasteliny, układałyśmy puzzle ( mój najlepszy wyciszacz!!!) i obliczałyśmy godziny do wyjścia :)). 14 grudnia to właśnie ten dzień :))
Zrobiłam Marcie kilka zdjęć z tą wesoła gromadką, ponieważ są robione telefonem to są bardzo niewyraźne, ale uśmiechy są widoczne a to przecież najważniejsze !!!!! ( zaciemnione buzie bo czekam na pozwolenie publikacji)




Nie wiem do końca jak jest w szpitalach dziecięcych w Polsce, być może, również dają dzieciom luz i pozwalają na wiele. Mam tylko doświadczenia z pobytu jako dorosły, swoje i kiedy odwiedzałam innych. Porównując to wszystko nie mogę się nadziwić,że tutaj nikt nas nie gania ,żebyśmy nosili ochraniacze na buty ( pamietaj o drobnych,żeby je kupić w automacie), nikt nie krzyczy,że siadasz dziecku na łożko, proszą tylko i przypominają,żeby wciąz dezynfekować ręce specjalnymi żelami, które sa rozwieszone wszędzie. Piszę o tym,żebyście zobaczyli,że na początku to wszystko mnie zadziwiało, nie przeszkadzało mi, a wręcz odwrotnie, sądziłam,że to jest właśnie psychologiczne podejście do pacjenta- NIE STRESOWAĆ!!!
Zapamiętajcie te moje dobre emocje z tym związane, bo potem będziecie musieli dłuuugo  ich szukać w tekstach i opisach...na razie przecież opisuję czasy, kiedy było w miarę ok, kiedy nadzieja wciąż przy nas była, kiedy nikt jeszcze nie wiedział, jak dokładnie Pan Jegomość wygląda, jaki ma stopień i gdzie dokładnie siedzi. Jeszcze wtedy nie miałam w sobie wilka...a właściwie Matki- Wilczycy......jeszcze nie nadeszła pełnia księżyca........ szykujemy się na wyjście do domu...... już niedługo Święta :)).


P.S.

Denise ( irlandzka dobra dusza, moja pierwsza sąsiadka)

"Prayd 4 Marta.hope ALL RESULTS r gd 4 her. giv her a big hug from me. and tel her 2 giv U a hug 4 me too.take care + God Bless U all. thinking of U everyday"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz