ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

poniedziałek, 14 lutego 2011

18 grudzień 2008- przeprowadzka

Przeprowadzamy się do innego domu. Będziemy mieszkali na dużym osiedlu, sąsiedzi wokoło i bliżej do centrum miasta. Nie wiadomo co przed nami,ale ważne żeby Wojtek miał jak najbliżej do nowej szkoły ( od przyszłego roku) i w razie czego do ludzi.
6 dni do Świąt a my na pudłach, ale chyba właśnie adrenalina i chęć nie myślenia o wynikach dodała nam sił do takiej rewolucji. Właściwie to do dzisiaj nie mam pojęcia jakim cudem udało nam się wtedy tak szybko i sprawnie przeprowadzić, ale kiedy Marta stwierdziła,że "to super", bo bała się tych wszystkich krzaków dookoła, to mobilizacja była podwójna.


Jedyne czego nie spakowaliśmy to magazynu naszych świec. Nie miałam na to siły, nie miałam serca.....nawet nie dopuszczałam do siebie głosu, co dalej ze sklepem i co z biznesem? Przemek miał jeszcze pracę a my byłyśmy w domu, ale co będzie kiedy znowu zaczną się szpitale?Kto będzie wtedy z Wojtkiem?? Nasi przyjaciele tutaj oferowali pomoc na każdym kroku, z podwożeniem, nawet z nocowaniem Wojtka, ale to było teraz, te kilka dni,a co dalej??? Nie umiałam wtedy racjonalnie myśleć, kalkulować, przeliczać....myślałam tylko o szpitalu,o wynikach. Nawet na zakupy nie chodziłam, nie myślałam o tym,że to czas prezentów,że trzeba zamówić karpia, twaróg etc......przecież to Święta.Skupiłam się na rozpakowywaniu .....aż w końcu wyruszyłam na zakupy...... czekała na mnie niespodzianka.....

Pierwszą puszkę zobaczyłam u Kasi w Polskim Sklepie!!!!

 Zdjęcie wycięte z "naszej klasy" (bebo) i prośba o "darowizny" na rzecz jej przyszłych operacji i rehabilitacji. Słów mi zabrakło, właściwie to zawroty głowy i adrenalina odebrały mi mowę. Zanim  moje policzki odnowa nabrały normalnego kolorytu a z oczu zeszła mgła, Kasia zaczęła tłumaczyć:
"-Aguś to niesamowite, kilka dni temu przyszedł do mnie chłopak, którego w ogóle nie znam i zapytał czy może zostawić tę puszkę. Zaczął opowiadać mi tak ciepło o Marcie, a kiedy powiedziałam mu ,że dobrze Was znam to miał łzy w oczach. Aguś, ja odnowa zaczęłam wierzyć w ludzi. Przecież sama wiesz,że chodzę tu z nosem na kwintę i zastanawiam się gdzie w tej pogoni za pieniądzem, gdzie w tym "wyścigu szczurów" są ludzkie odruchy. Dzięki Bogu są jeszcze ludzie, nie zatraciliśmy się w tym wszystkim, chcemy solidaryzować się z innymi, z Polakami.........."
"-Tak, Kochana, tak.......ja to doceniam, jestem wzruszona, ale........"
"-Aga, nawet nie myśl o tym,że zdołasz zdjąć z mojej lady tę puszkę. To jest dla Marty, nie dla Ciebie, nic nie ma do rzeczy Twój honor, Twoje podejście....nie wiesz co Cie czeka....daj Boże,nie trzeba będzie , to nazbierasz jej na jakiś prezent o którym zamarzy.....cokolwiek.....Aguś nie płacz..........nie denerwuj się........to wyszło od ludzi samo, przecież nie prosiłaś, to nie żebractwo.....tyle ludzi Cię zna z Galerii, tyle ludzi przejęło się tą sytuacją.....każdy mnie tu pyta czy może jakoś pomóc......Aguś zgódź się, proszę."

Dowiedziałam się w końcu,kto był "sprawcą" pospolitego ruszenia. Rafał (przyjaciel naszej rodziny, właściwie w telefonie u Przemka podpisany jako "brat")z Anią.On zainicjował i wszędzie puszki roznosił. Natomiast wzór i druk to Karolina , szefowa solarium polskiego i przede wszystkim mama dobrej koleżanki Marty. Razem jeździły na konie, malowały itd. Są w tym samym wieku i kiedy Karolina dowiedział się o wszystkim, uścisnęła mnie na środku ulicy i płacząc mówiła "Jezu, gdyby moja Klaudia....Jezu, nie umiem sobie tego wyobrazić.......Jezu Aguś jesteśmy z Wami, nie poddawaj się".
U Kasi ta puszka stała długo, dzielnie o to walczyła ze mną, nie było sposobu,żeby te puszkę zabrać a podeszłam do tego,że "symbolicznie u Kasi, bo wszyscy mnie kojarzą ,że się mocno kumplujemy, ale wszędzie indziej.....nie". Poprosiłam Rafała, pozbierał wszędzie , przywiózł i komisyjnie  otworzyliśmy przy nich, przeliczyliśmy i solennie obiecałam,że dołożę tę kwotę ( wszystkiego razem było ok.85 euro) do kupna laptopa. I tak się przymierzałam, bo czas w szpitalu , kiedy ciężko czytać najlepiej "umilą" filmy, gry itd.
Piszę o tym bo ważne jest,żeby zaznaczyć jak ludzie lubią sobie pomagać. Jednak jest tez druga strona tego medalu......jestem z Polski, wiem jak działa nasza mentalność. Jedni będą wzruszeni a inni powiedzą,że chcę "dorobić się na dziecka chorobie". Nikt nie będzie zagłębiał się w to czy sama proszę, czy może w ogóle nic o tym nie wiedziałam.
Najważniejsze są fakty....wolę ludzką modlitwę, wole szczere zaangażowanie....mam nadzieję,że wszystko to dobrze ujęłam, że nikt kto naprawdę pomagał nie poczuł się urażony. Ja jestem wdzięczna, tym gestem jestem nawet wzruszona..... tylko wtedy chciałam też odczarować tę myśl "niech nic nie będzie potrzebne, niech już nie będzie żadnych operacji ani tym  bardziej rehabilitacji, Boże obym nigdy nie musiała zbierać żadnych funduszy na Amerykę, czy inne miejsce gdzie zechcą ratować Martę".......jedno jest pewne, wtedy unosiłam się honorem, myślałam o tym co ludzie powiedzą, ale tak naprawdę, gdyby lekarze powiedzieli że trzeba milionów i to uratuje Martę, to zapukałabym do każdych drzwi, przeszłabym kule ziemską w poszukiwaniu każdego centa....dzięki Bogu nie trzeba było.......dzięki Bogu trafiliśmy do Irlandii, dzięki Bogu nie pieniądze decydowały o życiu naszego dziecka........

 P.S.  Z "nk"

Ewcia (Rekinowa)

"Kochana wczoraj sie dowiedzialam o calej sytuacji jak sie rozwinela nadgarstki mi opadly i lezki smutku poplynely wiem ze jest wam ciezko ale prosze badzcie doberj mysli bo wiara czyni cuda ja jestem sercem z wami i modle sie zeby wszystko sie udalo :))ucaluj najdzielniejsza dziewczynke na swiecie ode mnie :)))) i przekaz jej ze oddaje jej cala moja radosc i pozytywizm i wierze w was kochane caluje Ewka Rekinowa "

Słupsk Moje Miasto

"Pani Agnieszko!Jesteśmy z Wami!!"

Jarek Barski ( mój starszy  kuzyn)

"Cześć Aga, z opisu na zdjęciu wnioskuję, że Martusia bardzo choruje, nie myśl, że to moja ciekawość i tylko tym się kieruję, jestem całym sercem z Wami w Waszej trosce i potrzebie poprawy jej zdrowia, ale nie gniewaj się napisz, jeśli tylko możesz, co się stało, wypadek, czy jakaś paskudna choroba. Modlitwy od nas jej nie zabraknie, aby tylko wszystko się udało. Martusia jest młoda ma silny organizm i sobie da radę. Całuję Was mocno, Jarek"

Jarek też był chory, właściwie miał tak ciężkie operacje,że można rzec "uciekł spod kosy". Mam nadzieję,że to taki ród....że nie na darmo Przemek przyjął moje nazwisko i Marta nazywa się "Barska".....modlę się,żeby w języku Aniołów to słowo oznaczało "ZWYCIĘSTWO".!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz