ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

czwartek, 24 lutego 2011

29 stycznia 2008- urodziny Marty i decyzja Liverpoolu

   Oczekiwany dzień spotkania z Doktorem jest również dniem urodzin Marty. Marzyłam sobie po cichutku,że w prezencie usłyszymy datę wyjazdu do Anglii...... ........    ...........
   Niestety życie ma swoje "widzimisię"... po odsiedzeniu swoich godzinek w poczekalni, zmęczone ale uśmiechnięte , wkroczyłyśmy do gabinetu. Doktor popytał standardowo o zdrowie, o konkretne zachowania o reakcje na sterydy itd, po czym nie przedłużając chwil niepewności, oznajmił:
   "Pomimo szczerych chęci i długich konsultacji, Liverpool nie podjął wyzwania, Marta nie będzie operowana. Ustalimy nową drogę leczenia, prawdopodobnie łączenie radio i chemioterapii. Na razie zmniejszymy sterydy i poczekamy aż się ustabilizuje. Proszę czekać na wezwanie listowne. Wszystkiego dobrego".

I tyle.....

I tyle?????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Co ja mam robić?Nikt w Europie jej nie zoperuje?Nikt nie wierzy,że da się coś zrobić???Cholera jasna........przecież było ok, tylko oko jej uciekło..............po co ja dałam jej pokroić głowę skoro i tak nic nie wskórali...........Jezu, co mam robić......

(Kochani,żeby było wszystko jasne, podkreślę jeszcze raz. Na tym blogu wpisuję wszystkie przeżycia i przemyślenia sprzed dwóch lat. Próbuję je wiernie odtworzyć...dzisiaj mam kompletnie inne zapatrywanie na te sprawy, jestem w kompletnie innym punkcie, ale na razie cytuje wszystko to co wtedy we mnie siedziało......piszę to, co wtedy pierwsze przychodziło na myśl laikowi.....może dzisiaj jakiś Rodzic myśli podobnie, może łatwiej zniesie swoją rzeczywistość wiedząc,że nie tylko on ma wątpliwości....one są zawsze, nigdy nie jest łatwo jakbyśmy chcieli)

Wróciłyśmy do domu, usiadłam i zastanawiałam się co dalej. Na co tak właściwie mam czekać?Aż będzie gorzej i wtedy ją zabiorą jako "pilne" czy po prostu grzecznie czekać aż ustalą tę radio i chemioterapię. Nie , ja w ogóle nie rozumiem o czym ja myślę. Parę tygodni temu dziecko było ok, uciekało jej tylko ok........dzisiaj wygaduje różne banialuki, ma kompletnie zwolnione obroty, nie może wykonywać bez zastanowienia się podstawowych czynności........czy oni jej coś zrobili niechcący????Może przy tych zabiegach coś uszkodzili , bo skoro ten guz nie rośnie szybko, skoro ciśnienie zeszło tą rurka to dlaczego jej zachowanie z dnia na dzień jest coraz gorsze. 
Boże, a tak modliłam się do Ciebie,o ten Liverpool, mam nadzieję ,że masz dla mnie jakiś  "Plan B"????

Dobra....oddychaj ...dzisiaj przede wszystkim są Marty urodziny.....nie ma imprezy ale obiecaliśmy obojgu rowery. Jakby się tak dało w te kilka dni nadrobić wszystko co chcieliśmy, o czym marzyliśmy...ech...ale rowery , to dobry pomysł.Co prawda juz Marta będzie potrzebowała naszej asysty, ale damy radę......zielony dla Wojtka, różowy dla Marty.....yupieeeeeee......jeeeeeee!!!!
Wieczorem stanęły w przedpokoju, błyszczące jeszcze w foliach....jutro zrobimy im chrzest.....będziemy jeździć cały dzień, żeby było potem motywacją do szybkiego powrotu z leczenia.

Dzieci poszły zadowolone spać a my z Przemkiem debatowaliśmy pół nocy.......
Mamy Rodzinę w Niemczech, we Francji, w Szwecji.....może poprosić ich o sprawdzanie klinik,może Polska bo  Marcin ( mój przyjaciel-brat) w telefonach cały czas podkreślał ,że w razie czego zajmie się logistyką, może rozsyłać maile po świecie, błagać,może trzeba gdzieś zapłacić.......Boże w którą stronę pójść?
Czy w tym przypadku czas aby na pewno jest dobrym rozwiązaniem???
Och chciałabym być Scarlett z "Przeminęło z wiatrem" i wyszeptać ,że "zastanowię się nad tym jutro"........jedyne co po niej skopiowałam w późniejszym czasie , to "przetwarzanie" bólu i strachu na wściekłość....ale to chyba nie była najmilsza z jej cech :((((((((((((
Przepłakałam całą noc.............tak bardzo już byliśmy zdecydowani na tę operację, a przecież to niełatwa decyzja, a i tak klapa!!!!!!!!!!


P.S. Dzisiaj tutaj reakcje mojej ciut dalszej rodzinki, ale bardzo bliskiej memu sercu.

Jola ze Szwecji (pokochałam ją jak siostrę kiedy mieszkałam w Szwecji paręnaście lat temu)
"Sprawiłaś mi wielki smutek tą wiadomością! Trzymam za was kciuki i jestem z wami całą moją mocą i silami!!"
Moje ukochane trzy siostrzyczki ze Zgorzelca, dla których właściwie jestem ciocią, ale od dzieciństwa żyjemy ze sobą jak kuzynki . Ich Mamusia ( a moja prawowita kuzynka) niestety umarła na raka piersi, ale była ukochaną i bardzo przez nas szanowaną osobą w naszej rodzinie. Dla mnie osobiście bohaterką w walce z chorobą. Nie wygrała życia, ale potrafiła walczyć jak nikt......modlę się za nią bardzo często. Dziewczyny pozakładały już swoje rodziny ale wciąż trzymają się razem i potrafia zjednoczyć bardziej kiedy chwila tego wymaga. Historia Marty też to pokazała. 
Asia
"Nie wiem co napisać. Jak pozbieram myśli to się odezwę.
JESTEM ZASZOKOWANA!!!!!!!!!
DLACZEGO???!!!!!
Trzymajcie się i nie traćcie wiary w powodzenie operacji.
Mocne, mocne uściski dla Was wszystkich.
Jesteśmy z Wami.
Pa........ "
Karolcia
"cześć Agnieszka,
właśnie dowiedziałam się od moich sióstr jaką tragedię przeżywacie.. Jest mi bardzo przykro, że Was to dotknęło, czasem zastanawiam się dlaczego w życiu spotykają nas takie straszne rzeczy! Wierzę jednak, że niedługo Wasz koszmar się skończy, Marta wyzdrowieje i wszystko wróci do normalności. Bardzo serdecznie ją od nas pozdrów, wyściskaj i przekaż życzenia dużo zdrówka. Trzymamy za Was mocno kciuki i życzymy spokoju, cierpliwości i siły do walki z chorobą"
Agata, zadzwoniła, bo tak "wylosowały" :))), każda bała się mojej reakcji na bezpośredni kontakt i wypadło na Agatę.....przegadałyśmy i przepłakałyśmy z godzinę......potem niejednokrotnie  dzwoniła do mnie Asia.....  chyba do dzisiaj nie wiedzą jak bardzo wtedy mnie wsparły, jak bardzo życzliwe były ich słowa, jak wiele spokoju z tej normalności czerpałam..... Asia przysłała mi także bardzo specjalny medalik..... wciąż jest przy Marcie.
"Cześć Aguś!!!!
Minął weekend a ja dalej nie wiem co Ci napisać. Serce mnie boli gdy pomyślę co przeżywasz. Musisz być teraz bardzo dzielna i silna bo swoją energią będziesz zarażała Martusię a ona musi stoczyć niewiarygodnie ciężką walkę. Nawet nie wiesz jak bym chciała być z Wami. Ze względu na odległość mogę jedynie modlić się za Was. Całym sercem wierzę w to że wam się uda, dzieci szybko się regenerują i swoim optymizmem zwalczają najtrudniejsze."
 Wierzę,że i jej modlitwy przyczyniły się w wielkiej mierze do zdrowia Marty...... Medalik znalazł się na szyi  Marty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz