ZANIM ZACZNIECIE ....

Czytajcie proszę wg kolejności postów, ponumerowałam je w "moich szufladkach" , po prawej stronie bloga.
Szufladka nr "2" jest jakby genezą wszystkiego, ale wyrwane z kontekstu traci sens. Potraktujcie tego bloga jak książkę, post jak każdą kolejną stronę, wtedy odczujecie dlaczego ,nawet lekarze mówią o cudzie Wojowniczki Marty.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Początek stycznia 2009

   Zaczął się nowy rok, z nowymi nadziejami, planami i przede wszystkim poszczególnymi punktami do wykonania już od zaraz. Nad głową wisiał mi sklep, niepozamykane sprawy urzędowe, bank i przede wszystkim opuszczenie garażu w domu, z którego się wyprowadziliśmy.
   Oczywiście Anioły mi pomogły ( cały ten blog powinien nazywać się "anielska pomoc" bo na każdym kroku to czujemy). Znalazła się osoba, która zechciała odkupić nasz biznes a tym samym zabrać wszystkie świeczki z garażu. Problem był tylko taki,że trzeba było dokładnie wszystko zliczyć, spakować i przesiedzieć tam przynajmniej kilka dni....a ja tak bardzo chciałam siedzieć w domu z całą czwórką....nie ruszać się, nie myśleć, nie liczyć, nie patrzeć w przyszłość....być tylko tu i teraz...spełniać dzieci zachcianki, cieszyć się kiedy się śmieją....nic więcej........tak tylko, byt to byt....dobija się kopytami.
   Trzeba mieć pieniądze,żeby sobie pozwolić na zwolnienie tempa....na odpoczynek i zbieranie sił przed główną walką.... dlatego każdy telefon od Rose ( obecna właścicielka Galerii a przy okazji Mama serdecznej koleżanki Marty , ze szkoły) był dla mnie mobilizacją....musiałam spiąć się w sobie i wziąć do roboty....najpierw remanent, potem notariusz, księgowa, banki........krok po kroku w kilka dni zamknęłam rozdział życia, w którym zostawiłam kawałek serca....duży kawałek..... długo jeszcze prześladowały mnie zapachy świec, śniły mi się oczy i pióra wiszących aniołów w mojej BYŁEJ Galerii......

   Byłam tak zajęta, że na chwilkę życie w domu wróciło do normalności, nie biłam na alarm przy każdym nie takim mrugnięciu Marty, nie zastanawiałam się czy grymas na twarzy to przypadkiem ukrywany ból głowy..... było jak dawniej....przygotowywaliśmy party dla Wojtka z okazji urodzin, rysowaliśmy laurki na Dzień Babci i Dziadka.... nie zauważyłam kiedy Marta zaczęła na całego zwalniać!!!!!
Redukcja sterydów zrobiła swoje.....miałyśmy wyznaczony czas wizyty kontrolnej na koniec stycznia, ale nie chciałam czekać...... Kilkakrotnie jeździliśmy do Beaumont i ustalaliśmy dawki sterydów, i nowe koncepcje..... dopiero teraz zaczął sie cyrk z jedzeniem..... jeśli wcześniej wydawało mi się,że Marta zaczęła dużo jeść to byłam w błędzie....

To zdjęcie wcześniej byłoby niemożliwe do zrobienia, Marta nie lubi irlandzkich kiełbasek.... tu w szpitalnej świetlicy w oczekiwaniu na lekarza, zjada je ze smakiem i prosi o dokładkę...... szok..... wystarczyło kilka dni  i drobniutka buźka Księżniczki zaczęła się zaokrąglać....
   Nie było siły na ten głód.....:(((......węglowodany uparły się na nas....Marta czuła i widziała je we wszystkim.....zresztą cały czas była w stanie sama zrobić sobie jedzenie i jeść z lodówki co chciała...... i co z tego,że oferujesz jej warzywa i owoce..... zje je a i tak zje resztę o czym sobie przypomni....nie chcesz jej robić przykrości...nie powiesz przecież "Marta jak będziesz tak jadła to będziesz gruba", bo jakie  to ma teraz znaczenie???...... jest głodna, chce jeść i tylko ten fakt jest determinantem..............

   Sterydy znowu zwróciły jej energie i uśmiech.....zaczął się także nowy etap ....Marty układanki..... każdy wypowiedziany przymiotnik, musiał mieć swój antonim- słowo przeciwstawne.
  To jest właśnie tajemnica nr. 1 tytułu tego bloga!!!
Biały bo nie czarny, wysoki bo nie niski, mały bo nie duży, głupi bo nie mądry, gruby bo nie chudy....i tak w kółko......codziennie budziła się z nowymi propozycjami i zasypiała powtarzając je w kółko...bawiliśmy się wszyscy w domu  w tę "niby grę".... czasem jeszcze dzisiaj przekomarzamy się śmiejąc .
Przestało to  być zabawne kiedy do tego doszły opowieści o kółkach i stronach...ale to za parę dni...na razie szykujemy się na Wojtka urodziny.....

P.S. Z smsów

Kasia z Zary (02.01.2009)

Hej Kochana mamy śliczną dziewczynkę Kinia, waży 3,7 kg i czarne włoski, jest cudna....

Madzia Sierka (03.01.2009)
Hej dziś rano urodziłam slicznego synka, 3.35 kg, jestem wykończona ale szczęśliwa, buziaki.

Marty plany kiedy dziewczyny były w ciąży ( jeszcze Lidzia i Madzia Fryzjerka), jak to będzie odwiedzać, wozić , chodzić na spacerki.... Ja też planowałam jak to będę im pomagać, bo przecież to takie moje młodsze "siostrzyczki"...nawet nie jestem w stanie ich odwiedzić.....nie mogę, tam się rodzi nowe życie, jest radość i uśmiech....a ja mam szpital w głowie, w sercu, w domu.... :((

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz